Weekend majówkowy spędziliśmy w Łańcucie - wyjątkowo zmęczona i chora - wyjątkowo odpoczęłam i rozchorowałam się bardziej :) ...no cóż wszystkiego mieć nie można :P
O tej porze roku ( a zresztą i nie tylko :P ) ogród rodziców to zaczarowane miejsce - uwielbiam (pewnie już kiedyś o tym pisałam) magię chwaścielnika, pseudo przypadkowe rzeczy porozrzucane tu i ówdzie oraz nutę uporządkowanego ładu. Kocham skowronki, szpaki i wróble, które tutaj jakoś radośniej ćwierkają :)
Jest tu spokój, o którym od dawna marzyłam - spokój, który chyba nastał wtedy, gdy prawie wszyscy opuścili już gniazdo rodzinne...
Dopełnieniem relaksu i przysłowiową kropką nad " i " była manufaktura materiałowych kwiatów, które pomagałam mamie robić na dobroczynny kiermasz ośrodka rewalidacyjnego - uwielbiam odpoczywać przy czymś co sprawia mi przyjemność :)
A teraz całusy z Poronina, w którym jestem na zielonej szkole :P
Udanego tygodnia!