...w prawie że ostatniej chwili dowiedziałam się, iż w święta szykują się chrzciny. Od razu wiedziałam, że muszę na nich być - więc czekał mnie niemały "czelendż" - co dać, skoro tak mało czasu na zrobienie czegokolwiek (a tak bardzo chciałam coś uszyć) i jak tu przekonać rodzicielkę, żeby ze mną pojechała :)
Mami pojechała, i myślałam, że to moja zasługa - Tit ty to masz dar przekonywania - mówiłam sobie w duchu :) Okazało się, że maczało paluchy w tym przekonywaniu więcej osób, niż mogłam się spodziewać - pół domu miało szeroko zakrojony plan na ten dzień, w którym de facto miałam mieć swój udział*. No ale na daną chwilę byłam z siebie zadowolona i mogłam się spokojnie zabrać się za robienie kartki, z której również jestem dumna, a swój owoc prezentuję poniżej.
* o historii dnia wyjątkowego innym razem - pewnie na dniach - pewnie się pochwalę, ale póki co przytrzymam w niepewności :P
Słitaśne :D
OdpowiedzUsuń