Odeszła do .... sama nie wiem gdzie - dzieciom mówię, że do raju dla zwierzątek i chciałabym w to wierzyć...no ale.... moja... nasza szyszunia (zwana czasem sraluch lub szaszłyk) - codzienny przyjaciel, który nigdy się nie foszył (w sumie to nie prawda - był z niej czasem niezły fochatek:)
...straszny smutek - chociaż wiem, że to tylko zwierzątko - ale to zwierzątko było, gdy w koło żywej duszy ni widu ni słychu...wracałam po pracy, gadałam sobie do zwierza, wieczorem siedziała z mężem (a raczej na jego ręce/nodze/lapku, itp.) - a teraz CO?! - pusta klatka i tylko odruch został zerkania w jej stronę..... ;(
....żeby nie myśleć, zajęłam się czymś, co mi kiedyś w głowie zaświtało. W ramach zajęć, które robiłam w ostatnim czasie w szkole, doodlowaliśmy z dziećmi filiżanki - jako wzór - i ja wydoodlowałam :) <a co se będę żałować przyjemności :>. Tak mi się spodobały, że postanowiłam je ulokować w kuchni. Ramę miałam - trochę ją drapnęłam nożem do kotleta, tło z czarnej kartki i już mi się trochę lżej na sercu zrobiło, bo przez 30 minut nie myślałam..... no i plus 30 minut na zdjęcia ;)
A jeśli komuś przypadła do gustu to proszę się częstować:
![]() |
doodle's cup |
Do zobaczenia na Waszych blogach :*